Kontrowersje wokół Karty Nauczyciela

Kontrowersje wokół Karty Nauczyciela

Więcej pracy za mniejsze pieniądze. Tak wyglądają angaże pedagogów w placówkach, które nie są prowadzone przez samorządy. Przy czym część z nich ma status publicznych i korzysta z dotacji oświatowych niemal na równi z samorządowymi

Karta nauczyciela (ustawa z 26 stycznia 1982 r. – Karta nauczyciela, t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1379; dalej: KN lub pragmatyka) jest udręką wyłącznie dla samorządów. To głównie one prowadzą bowiem publiczne szkoły i przedszkola, i to właśnie one muszą się do niej bezwzględnie stosować. Natomiast pozostałe placówki – czyli de facto prywatne, a wśród nich również te mające status publicznych, ale prowadzone przez osoby fizyczne lub prawne, bądź też mające uprawnienia szkół publicznych – robią to w ograniczonym zakresie. Większość przepisów Karty ich bowiem nie dotyczy. Odnoszą się zaś do nich głównie regulacje dotyczące awansu zawodowego, a ostatnio też odpowiedzialności dyscyplinarnej i wszystkich obowiązków, jakie się z tym wiążą.

Niewielki zakres zastosowania Karty nauczyciela do nauczycieli zatrudnionych w placówkach pozostających w rękach prywatnych powoduje, że ich właściciele mają dużo większą dowolność przy zatrudnianiu pracowników – i skrzętnie to wykorzystują. Podstawowy problem dotyczy podstaw zatrudnienia, a także wysokości oferowanego wynagrodzenia.

Jak wskazują związkowcy, normą jest stosowanie w prywatnych szkołach 30-godzinnego pensum (w szkołach samorządowych wynosi ono z reguły 18 godzin), a także zatrudnianie na okres 10 miesięcy na terminowej umowie o pracę lub nawet na umowie-zleceniu. O tym, że szkoły prywatne nie mają problemu ze stosowaniem umów cywilnoprawnych przy nauczycielskich angażach, świadczą też liczne wypowiedzi na forach internetowych.

Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, zaznacza przy tym, że nauczyciele zatrudnieni w szkołach niesamorządowych często są pokrzywdzeni również dlatego, że nie mają płatnego urlopu w czasie wakacji (dotyczy to zwłaszcza zatrudnionych na kontraktach cywilnoprawnych i terminowych umowach o pracę).

– Dociera do nas wiele skarg w tej kwestii od młodych nauczycieli, którzy w prywatnych szkołach pracują więcej i za niższe wynagrodzenie niż w placówkach samorządowych – mówi.

Głos sektora prywatnego

Niepubliczne placówki z reguły nie chcą mówić o formach zatrudnienia pracowników, a także o ich wynagrodzeniu. Robią to nieliczni (nie wszyscy chcą też występować pod nazwiskiem).

– Zatrudniam nauczycieli na zlecenie, bo oni sami uważają, że dzięki temu więcej zarobią, niż gdyby pracowali na etacie – zdradza właścicielka przedszkola z Radzymina. – Skoro są chętni do dłuższej pracy niż w szkołach samorządowych i to za niższe wynagrodzenie, to nie widzę powodu, aby płacić więcej – dodaje.

– Nauczyciele zarabiają około 2 tys. zł na rękę, ale muszą pracować osiem godzin dziennie i być do dyspozycji rodziców – zaznacza Anita Lachowicz, dyrektor Niepublicznego Przedszkola Szczęśliwych Dzieci w Józefowie. – Nie mam problemów ze znalezieniem nauczyciela, który zgodziłby się na takie warunki – dodaje.

Dla porównania w samorządowych przedszkolach nauczyciele pracują po pięć godzin dziennie, bo na tyle zezwala Karta nauczyciela i w zależności od stopnia mogą zarobić nawet 5 tys. zł brutto.

– Nie chcę mówić o wynagrodzeniu, bo jest to tajemnicą pracodawcy i pracownika. Mogę jednak przyznać, że najniższy dodatek motywacyjny wynosi 300 zł i może być kilkakrotnie wyższy, jeśli nauczyciel ma wyniki w pracy – mówi Kazimierz Stankiewicz, wiceprezes spółki Szkoły Marzeń w Piasecznie oraz jej dyrektor zarządzający. – Pensum w mojej szkole wynosi 20 godzin tygodniowo, ale znam placówki, które w tym roku zdecydowały się je podwyższyć o dodatkowe kilka godzin przy tym samym wynagrodzeniu – zauważa.

Dla porównania dodatek motywacyjny w samorządowych placówkach najczęściej oscyluje w granicach 100 – 200 zł i przyznawany jest wszystkim tylko po to, aby zapewnić średnią płacę, której obowiązek wynika z art. 30 KN.

Równe prawa

Organizacje związkowe bardzo mocno postulują, aby Kartą nauczyciela objąć wszystkich pedagogów bez względu na rodzaj placówki, w której są zatrudnieni.

– Wychodzimy z założenia, że jeśli jakiś zawód jest uregulowany w ustawie, to powinno to dotyczyć wszystkich, którzy go wykonują – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego „Solidarność-Oświata”.

Według niego czas pracy, zakres obowiązków i wymóg wynagrodzenia zasadniczego powinny objąć wszystkich nauczycieli.

Oświatowe związki uważają też, że jednolite powinny być zasady wynagradzania. – Jeśli placówki niepubliczne albo szkoły publiczne prowadzone przez inne podmioty niż samorządy korzystają z dotacji przekazywanej przez gminy, to zasady ich wynagradzania powinny być identyczne jak w karcie – mówi Sławomir Broniarz.

Spór o kartę

Właściciele prywatnych placówek oświatowych uważają, że na skutek stosowania przez nich Karty nauczyciela prowadzenie biznesu byłoby nieopłacalne i obniżyłoby jakość kształcenia.

– Karta zawiera same ograniczenia i nie pozwala mi na szybkie zareagowanie, jeśli nauczyciel się nie sprawdza. Nie mogę sobie pozwolić na wynagradzanie nauczycieli bez względu na jakość ich pracy. Znaczna cześć rodziców z pewnością nie akceptowałaby takiej sytuacji – mówi Anita Lachowicz.

Przyznaje, że trzyletni urlop zdrowotny opłacany przez organ prowadzący, a także niemotywujące składniki wynagrodzenia w postaci dodatku stażowego lub trzynastki znacząco obniżają jakość pracy placówek samorządowych.

Podobnie uważają inne osoby, które zarabiają na oświacie.

– Powszechne stosowanie karty odbiłoby się na jakości kształcenia w mojej szkole. Z drugiej strony nauczyciele zatrudnieni u mnie mają możliwość zdobywania stopni awansu zawodowego przewidzianego w Karcie nauczyciela, ale nie wiąże się to bezpośrednio ze wzrostem uposażenia i dodatkowymi przywilejami związanymi choćby z ochroną stosunku pracy, jak to ma miejsce w szkołach samorządowych – podkreśla Kazimierz Stankiewicz.

Zdaniem Sławomira Wittkowicza wyrażanie takich opinii, że karta obniża jakość kształcenia, jest zwykłą demagogią.

– Wszystko zależy od podejścia nauczycieli do wykonywanego przez nich zawodu – dodaje.

Podobnego zdania jest Sławomir Broniarz. Według niego można przywołać przykłady lepsze i gorsze.

– Karta Nauczyciela gwarantuje jedynie poziom przygotowania i wykształcenia zawodowego, a istotne jest przecież to, jaki jest stosunek nauczyciela do pracy. KN nie zagwarantuje pełnej mobilności i zaangażowania, ale brak karty nie daje rękojmi, że jakość kształcenia będzie lepsza – zauważa.

Sławomir Broniarz przyznaje również, że Karta nie działa w szkołach społecznych (tj. prowadzonych np. przez organizacje wyznaniowe czy stowarzyszenia lokalne), jednakże tam trafiają głównie najzdolniejsi uczniowie. – Z kolei do gminnej szkoły trzeba przyjąć wszystkich z rejonu, a jeśli taka placówka ma słabsze wyniki, to wini się kartę, co nie jest uzasadnione – podkreśla związkowiec.

Również Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty, czyli organizacja zrzeszająca dyrektorów szkół zarówno publicznych, jak i niepublicznych, z jednej strony narzeka, że karta ogranicza im swobodę kształtowania polityki kadrowej, z drugiej jednak przyznaje, że placówkami, w których się ją stosuje, lepiej się zarządza.

– Mimo niżu demograficznego szkoły i przedszkola prowadzone przez samorządy utrzymują się na rynku. Prywatne placówki mają z tym kłopot. Jedynie niepubliczne przedszkola i gimnazja jakoś jeszcze funkcjonują. Po objęciu ich kartą uległyby likwidacji – mówi Marek Pleśniar, dyrektor biura OSKKO.

– Dyrektorzy prywatnych placówek nie mają lekko. Ich zarządzanie często zakłócają właściciele, którzy nie są fachowcami od oświaty, a oczekują jak największego zysku. Często więc szefowie tych placówek szybko rezygnują z pracy – dodaje Marek Pleśniar.

Konkurencja w oświacie

Z kartą jest jeszcze jeden problem. Przez nią samorządy w dużych miastach nie mogą konkurować z prywatnymi placówkami o zatrudnienie dobrego nauczyciela. Przykładowo: doświadczony anglista, który ponad 10 lat pracował w prywatnej szkole językowej, nie zatrudni się w szkole samorządowej, bo musiałby zaczynać od stażysty, którego wynagrodzenie jest najniższe ze wszystkich pedagogów. Taka sytuacja ostatnio miała miejsce w szkole nr 222 w Warszawie, w której wciąż trwają poszukiwania nauczyciela od tego języka obcego. Podobnie jest w przedszkolu nr 269 w Warszawie, które ma trudności z pozyskaniem jednego nauczyciela do pracy z najstarszymi dziećmi.

Poza tym, mimo że wciąż większość nauczycieli w prywatnych placówkach zarabia mniej niż ci ze szkół samorządowych, to jednak w największych aglomeracjach te pierwsze mogą sobie pozwolić na wyższe płace, czym skutecznie kuszą nauczycieli.

– Mam sygnały od moich znajomych dyrektorów ze szkół samorządowych w dużych miastach, że tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego odeszło od nich wielu nauczycieli, bo znaleźli zatrudnienie w placówkach niepublicznych – stwierdza Kazimierz Stankiewicz. – Łatwiej jest mi pozyskać dobrych nauczycieli, bo samorząd nie może zapłacić im więcej, niż przewiduje to KN – przyznaje.

Jeśli placówki niepubliczne albo szkoły publiczne prowadzone przez inne podmioty niż samorządy korzystają z dotacji przekazywanej przez gminy, to zasady ich wynagradzania powinny być identyczne jak w karcie

Od 1 września 2016 r. Karta mocniej weszła do placówek niepublicznych

Karta nauczyciela przyznaje nauczycielom wiele dodatkowych uprawnień, jednak większość przywilejów nie przysługuje zatrudnionym w szkołach prowadzonych przez podmioty inne niż samorząd terytorialny (zarówno tych stricte prywatnych, jak i mających status publicznych, prowadzonych przez osoby fizyczne lub prawne bądź też mających uprawnienia szkół publicznych). Do nich zastosowanie mają przede wszystkim przepisy kodeksu pracy (ustawy z 26 czerwca 1974 r. – Kodeks pracy, t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1502 ze zm., dalej: k.p.) – o ile zatrudnieni są na podstawie umowy o pracę. Ich status jest wówczas niemal identyczny jak zwykłych pracowników.

Tylko w nielicznych przypadkach do nauczycieli takich szkół stosuje się regulacje Karty nauczyciela. Przy czym istotna zmiana wynika z nowelizacji KN z 18 marca 2016 r. (Dz.U. poz. 668). Do 1 września 2016 r., czyli do dnia wejścia w życie nowego brzmienia art. 91b ust. 2 pkt 1 i 2 KN, większość przepisów pragmatyki, które miały zastosowanie do nauczycieli szkół niepublicznych, odnosiła się do tych zatrudnionych na więcej niż 1/2 etatu. Od początku roku szkolnego 2016/2017 tę zasadę zmodyfikowano w ten sposób, że szerszy katalog regulacji KN dotyczy pedagogów szkół niepublicznych bez względu na wymiar ich zatrudnienia.

Dodaj komentarz